W sezonie 2007/2008 Izolator z Witoldem Kwaśnym w bramce nie stracił gola w 10 kolejnych meczach i przez ponad 1000 minut!!!

Example of Section Blog layout (FAQ section)

Poznajcie Grzegorza Opalińskiego! - www.korona-kielce.pl

opalinskiMimo młodego wieku ma już całkiem bogaty staż szkoleniowy. Do tej pory jednak pracował w niższych ligach. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu dostał szansę w Koronie i stara się wykorzystywać ją jak najlepiej. Zachęcamy do lektury obszernego wywiadu z Grzegorzem Opalińskim – asystentem Leszka Ojrzyńskiego.

Jesteś w Koronie od kilku miesięcy, jak Ci się podoba w Kielcach?
Grzegorz Opaliński: - Czuję się tu bardzo dobrze. Nie ukrywam, że jak wyjeżdżałem z Rzeszowa, to wielu ludzi mówiło mi: „Uważaj na scyzorów”. W rzeczywistości jednak spotkałem się z dużą serdecznością. Mieszkańcy innych rejonów Polski być może mają złe wyobrażenie o ludziach z kielecczyzny. Ja jestem jednak dowodem na to, że nie ma się czego bać, bo do tej pory wyciągali do mnie pomocną dłoń. To bardzo pomaga mi w mojej pracy.
Spotkałeś się może z jakimś dowodem sympatii kibiców po dobrym początku ligi?
- Szczerze, to nie rozglądam się po mieście czy ktoś mnie poznaje. Nie jest to dla mnie istotną rzeczą. Ja jestem przecież w cieniu, bo to Leszek Ojrzyński zaprosił mnie do współpracy, za co mu jestem niezmiernie wdzięczny. Moja rola polega na tym, aby jak najlepiej pomagać zarówno jemu, jak i Koronie. Na tym się cały czas koncentruję. Wszelkie dowody sympatii są dla mnie sprawą drugorzędną.

Praca w Koronie to jest dla ciebie ogromna szansa. W końcu do naszego klubu przyszedłeś z podrzeszowskiego Izolatora Boguchwała. Z całym szacunkiem dla Izolatora, ale tu renoma jest trochę większa.
- Jest to dla mnie bardzo duży skok. Zdarza się jednak tak, że piłkarze z niższych lig dobrze asymilują się w ekstraklasie. Podobnie też jest z trenerami. Zawsze pracuje się i marzy o tym, żeby być w wyższej lidze. Tak też było ze mną. Wprawdzie nie patrzę jakoś bardzo daleko w przyszłość. Teraz koncentruje się nad moją pracą i staram się ją wykonywać jak najlepiej, aby trener Ojrzyński i Korona miała ze mnie pożytek.
 
Czym się właściwie zajmujesz w naszym klubie. Gdy przychodziłeś do Korony media przedstawiały Cię jako trenera od przygotowania fizycznego. Tymczasem ty zajmujesz się także sprawami czysto szkoleniowymi, jak rozpracowywanie rywali.
- Najprościej mówiąc, jestem drugim asystentem Leszka Ojrzyńskiego. Pierwszym jest oczywiście Marcin Gawron. Moim polem działania jest to, co zarządzi trener Ojrzyński. Odpowiadam nie tylko za przygotowanie motoryczne, ale także szereg innych spraw. Staram się rozwijać jak najszerzej, dlatego zajmuję się także aspektami taktycznymi i prowadzeniem zajęć z piłkarzami.

Czyli włożyłeś sporą cegiełkę do tego jak Korona prezentowała się na początku sezonu. W końcu byliście przez 9. kolejek niepokonani, a wpływ na to miała także motoryka piłkarzy.
- Cieszy to, że Korona ma swój styl: nie gramy przypadkowo, jesteśmy waleczni, nie ma dla nas straconych piłek, jednocześnie wymieniamy także dużą liczbę podań i strzelamy ładne bramki czy to z akcji, czy ze stałych fragmentów. Dla trenerów jest to ogromna satysfakcja, ale nie zapominajmy o tym, że liga się jeszcze nie zakończyła. Przed nami jeszcze trzy mecze w tym roku. Na podsumowania przyjdzie czas.

Jesteście niewygodnym rywalem dla pozostałych drużyn. Większości ta wasza waleczność przeszkadza. Co chociażby podkreślali ostatnio gracze GKS-u Bełchatów, czy wcześniej Robert Maaskant, kiedy wystawił przeciw wam drugi skład Wisły.
- Wpadliśmy w taką pułapkę zastawioną przez media. Analizując przeciwników można stwierdzić, że bardziej brutalnie grał na przykład ŁKS, a tak naprawdę nikt o tym nie mówi. Przekłada się to na działania sędziów na boisku. W Lubinie, czy w innych meczach arbitrzy od pierwszych minut temperowali nasze poczynania, choć tak naprawdę w wielu sytuacjach nie zasługiwaliśmy na żółte kartki. Zbieramy ich zdecydowanie za dużo w stosunku do gry, jaką prezentujemy. Jest to krzywdzące, ale mam nadzieję, że to się w przyszłości zmieni. W tej chwili jednak statystycznie po drugim lub trzecim faulu nasz zawodnik otrzymuje kartonik, przy czym nasz rywal w meczu z ŁKS-em spowodował siedem lub osiem fauli, a nie dostał żadnego upomnienia. Uważam, że te proporcje są trochę nie w porządku.

Grzegorz masz dopiero 35 lat. Niektórzy w Twoim wieku jeszcze biegają po boisku. Jak wyglądała Twoja przygoda z boiskiem?
- Przyznam szczerze, że nie zrobiłem jakiejś oszałamiającej kariery piłkarskiej (śmiech). Najwyższym szczeblem rozgrywek, w którym występowałem była ówczesna II liga. Byłem bramkarzem. Najpierw w Resovii Rzeszów na zapleczu ekstraklasy. Następnie był to AZS AWF Warszawa i Ożarowianka Ożarów Mazowiecki, a moja przygoda z piłką skończyła się w Zniczu Pruszków. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie osiągnę wiele jako piłkarz. Poszedłem więc na studia do warszawskiego AWF-u i tam postawiłem na naukę. Wtedy też poznałem Leszka Ojrzyńskiego i Marcina Gawrona. Na pewno ten fakt przyczynił się do tego, że jestem teraz w Kielcach.

Bardzo obfity w obiecujących trenerów jest te kilka ostatnich roczników AZS-u. Wymieniłeś Leszka Ojrzyńskiego, Marcina Gawrona, ale w tych czasach studiował tam też Marcin Sasal.
- Jestem młodszy od Leszka Ojrzyńskiego o cztery lata. Nie pamiętam jak to wygląda w przypadku Marcina Sasala. Nie tyle sam AZS nas integrował, ale przede wszystkim akademik. Wiadomo, jak to wygląda. Studenci spotykają się na korytarzach i wymieniają poglądy (śmiech). Akurat nie miałem okazji grać z Leszkiem w jednej drużynie.

I tak byłoby o to trudno, skoro on też był bramkarzem.
- Można powiedzieć, że Korona ma patent na bramkarzy, bo przecież także Sasal był golkiperem. Ogólnie jednak jest wielu byłych bramkarzy, którzy teraz pracują w ekstraklasie jako trenerzy. No chociażby Czesław Michniewicz. Tak naprawdę jednak pozycja na boisku nie ma potem wielkiego znaczenia na ławce trenerskiej. Przecież jest wielu utalentowanych szkoleniowców, którzy tak naprawdę w ogóle nie grali w piłce seniorskiej.

Z drugiej strony mówi się, że bramkarze są charakterni, a to na pewno pomaga w przyszłości w szatni.
- To prawda, bo od początku musza być indywidualistami. W końcu na boisku jest dziesięciu zawodników plus golkiper. Niby drużyna jest „jedenastką”, ale tak naprawdę bramkarz jest taką wyspą. Może więc to ma jakiś wpływ?

Mieliście jakieś ciekawe studenckie historie?
- Nie chciałbym tutaj ich przytaczać (śmiech). Było wiele ciekawych historii. Generalnie wszystkim młodym ludziom polecam studiowanie na AWF-ie w Warszawie, bo nie tylko przeżywa się wspaniałe przygody w akademiku, ale również ma się okazje pracować z wieloma nauczycielami, którzy w przeszłości byli wybitnymi sportowcami i naukowcami. To się naprawdę potem przekłada na wiedzę, która jest niezbędna w pracy trenerskiej.

Jak wyglądały twoje początki jako trenera?
- Po powrocie ze studiów już nie podjąłem się dalszej gry i skoncentrowałem się na budowie młodzieżowego klubu sportowego Orły Rzeszów, który założyłem wraz z kolegą. Mieliśmy ambicję stworzenia akademii piłkarskiej, coś na wzór SEMP-a Warszawa, czyli Stowarzyszenia Edukacji Młodych Piłkarzy. Miałem okazję przyglądać się tej działalności na Ursynowie i chciałem coś podobnego przenieść na grunt rzeszowski. Od 2002 roku do współpracy w sztabie szkoleniowym Stali Rzeszów zaprosił mnie Ryszard Kuźma, który przecież niedawno pracował w Lechu Poznań, zdobywając mistrzostwo Polski jako asystent Jacka Zielińskiego.

To był chyba pierwszy przełomowy moment, bo po raz pierwszy zacząłeś pracować z seniorami.
- Starałem się jeszcze na początku łączyć pracę z juniorami z tą w trzecioligowej Stali, która notabene walczyła wtedy o awans z Koroną Kielce. Po dwóch latach jednak postawiłem już całkowicie na seniorską piłkę. Zdawałem sobie sprawę, że muszę poświęcić się jednej rzeczy, by stale się rozwijać i robić to jak najlepiej.

Trener juniorów i trener seniorów to już chyba inna renoma, bo ci od młodzieży są chyba bardziej na uboczu.
- To zależy jaki kto ma cel w życiu. Jedni kochają pracę z młodzieżą i decydują się cały czas podążać w tym kierunku. Ich ambicją jest to, żeby wychować młodego piłkarza, który potem może zagrać w ekstraklasie. Dzięki temu taki szkoleniowiec się bardzo realizuje. Są jednak inni trenerzy, którzy chcieliby pracować już z seniorami. W dorosłej piłce przecież jest już zupełnie inna adrenalina. W futbolu młodzieżowym nie powinno się kierować tylko wynikiem, szczególnie gdy trenuje się trampkarzy lub orlików. U juniorów może mieć to już większą wartość. U dorosłych natomiast osiągnięcia są już kluczowe, są inne metody treningowe i inne obciążenia. Ja akurat wybrałem tą drugą drogę.

W Stali Rzeszów dwukrotnie miałeś okazje być tam pierwszym trenerem. Jak wspominasz tamten okres?
- Ogólnie pracowałem tam cztery lata. Najpierw byłem asystentem, a potem z racji pewnych przetasowań dwukrotnie obejmowałem drużynę jako główny trener. Nie udało mi się jednak awansować do drugiej ligi. Wprawdzie byliśmy bardzo blisko baraży, ale zawsze czegoś nam brakowało. Ten czas w Stali dał mi jednak bardzo dużo, bo wiele się nauczyłem. Poznałem też kilku ciekawych piłkarzy, takich jak Sławomir Szeliga, który teraz jest w Cracovii, Łukasz Szczoczarz, który także był w „Pasach”, a teraz występuje w pierwszoligowej Niecieczy, czy Mateusz Rzucidło, który również przez rok pograł w Krakowie. Bardzo mile wspominam współpracę z nimi.

Następnie kolejna długa przygoda – tym razem z Izolatorem Boguchwała.
- Poprzedziłem ją jednak półroczną przerwą. Miałem propozycję dalszej współpracy w sztabie Stali Rzeszów, ale stwierdziłem, że chcę pracować jako pierwszy trener. Nie chciałem przejmować po kimś obowiązków, tylko przygotowywać drużynę zarówno w okresie zimowym, jak i letnim. Przeczekałem więc te sześć miesięcy i dostałem propozycję z czwartoligowego Izolatora Boguchwała. Najpierw awansowaliśmy do III ligi, potem graliśmy w barażach o II ligę ze świętokrzyską Nidą Pińczów. Przyznam szczerze, że do dzisiaj nie wiem jak to się stało, że nie uzyskaliśmy promocji. Nawet kolega, który wtedy pracował w Pińczowie niedawno wspominał mi, że sami byli w szoku, że pokonali Izolator. Na wyjeździe przegraliśmy 0:1, a u siebie wygraliśmy 3:2. Zabrakło nam jednej bramki. Takie jest życie. Rok temu natomiast zabrakło nam także całkiem niewiele, bo wyprzedziła nas w tabeli tylko Wisła Puławy. No a teraz jestem już w Koronie.

Nie miałeś obaw przed współpracą z piłkarzami Korony? W kadrze zespołu jest przecież kilka ciężkich charakterów.
- Powiem szczerze, że pracując w niższych ligach zastanawiałem się często, czym charakteryzują się zawodnicy z ekstraklasy, jak wygląda specyfika pracy z nimi. Los rzucił mnie do Korony w szybkim tempie i nie miałem wtedy już czasu się nad tym wszystkim zastanawiać. Od pierwszego dnia pracy w Kielcach staram się być sobą, co uważam za najważniejszą cechę i zaletę ludzi. Moją rolą jest pomagać zawodnikom i pozostałym trenerom, pracować z pełnym zaangażowaniem. Piłkarze nie dali mi poznać, że nie trenowałem jak do tej pory na najwyższym szczeblu rozgrywek. Dostałem chyba pewien kredyt zaufania, który staram się spłacać. Jestem za to wdzięczny.

Jak postrzegasz Koronę w sensie organizacji i administracji?
- Spotkałem tu wielu ludzi, którym każdego dnia zależy na tym klubie. To bardzo budujące i piękne, że ktoś w swoją pracę wkłada pasję. Dzięki temu my jako trenerzy i piłkarze mamy dodatkową motywację do działania.

Praca w Koronie to dla Ciebie także osobista próba, bo od kilku miesięcy dość rzadko masz okazję na spotykania się z najbliższymi.
- To rzeczywiście spore wyzwanie. Nie byłem do takiej sytuacji przygotowany, chociaż wiadomo, że trzeba było wykorzystać ofertę pracy, jaka nie zdarza się na co dzień. Na szczęście do Rzeszowa jest niedaleko. Staram się jak najczęściej jechać do rodziny, żona z córką dwa razy miały okazję być w Kielcach. Łatwo nie jest, ale staramy się to wszystko pogodzić.

Nie chciałeś od razu sprowadzić rodziny do Kielc?
- Nie było raczej takiej możliwości. Moja żona jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Rzeszowskiego i nie ukrywam, że realizuje się zawodowo. Łączenie jej obowiązków z dojazdami do Kielc mijałoby się z celem. Dlatego postanowiliśmy jak na razie radzić sobie na odległość.  

Z pewnością nie masz za wiele wolnego czasu. Niemniej jednak możesz zdradzić, w jaki sposób lubisz odpoczywać?
- Akurat moim największym hobby jest wychowywanie mojej córki. Przykładam do tego sporą wagę, często sięgam po literaturę w tym temacie. Dla kogoś może to wydawać się banalne, ale uwielbiam spędzać czas z córką. Moje przyjazdy do Rzeszowa nazwała ostatnio Dniem Tatusia. Nic się bowiem wtedy nie liczy, tylko my. Do tego pasją moją i mojej żony są góry, które staramy się zaszczepić córce. Sporo miejsca poświęcam także piłce, bo oglądanie meczów i różnego rodzaju programów sprawia mi ogromną satysfakcję. Swego czasu rozpocząłem pisanie pracy doktorskiej, ale z różnych względów nie udało mi się doprowadzić tego tematu do końca. Może kiedyś się uda.

Powiedziałeś wcześniej, że nie wybiegasz za bardzo w przyszłość. Jednak jak każdy masz swoje ambicje.
- Wszyscy młodzi ludzie powinni mieć swoje cele. Moim najbliższym to praca w Koronie, oddanie się jej bez reszty. Przed nami trzy mecze w tym roku, w tym prestiżowy z Legią. Nie ukrywam, że nie mogę doczekać się tego spotkania!

Rozmawiał Mateusz Kępiński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi.

Sponsorzy

Ostatnie spotkanie

22. KOLEJKA IV LIGA PODKARPACKA
SOBOTA 06.04.2024, 11:00
IZO_ARENA (Boguchwała)

 

2:1

IZOLATOR BOGUCHWAŁA
(1:1)
Głogovia Głogów Małopolski

Następne spotkanie

23. KOLEJKA IV LIGA PODKARPACKA
SOBOTA 13.04.2024, 16:00
ŁAŃCUT

 

-:-

STAL ŁAŃCUT
(-:-)
IZOLATOR BOGUCHWAŁA

Gramy

IZO-ARENA

Przerwa zimowa (2)

przerwazimowa

SocialMedia

socialmedia 01.2020

IzOnline

Odwiedza nas 354 gości oraz 0 użytkowników.

PRAWA AUTORSKIE 2005-2015
ZAKŁADOWY KLUB SPORTOWY
IZOLATOR BOGUCHWAŁA